LKS Górnik Strachocina - strona nieoficjalna

Strona klubowa

Wsparcie

 

 

 

 

 

Najbliższe spotkanie

W najbliższym czasie zespół nie rozgrywa żadnego spotkania.

Ankiety

Czy Górnik utrzyma się w V lidze ?

Zegar

Losowa galeria

Nafta Splast Jedlicze - Górnik Strachocina fot. www.jedlicze.net
Ładowanie...

REGULAMIN

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami
użytkowników portalu.

My,  jako strona nie ponosimy odpowiedzialności za treść opinii komentujących.
Masz prawo komentować , wyrażać swoją opinię oraz dyskutować
i nie zgadzać się z czyjąś opinią.
Nie masz natomiast prawa używać wulgaryzmów oraz obrażać innych osób.

Wszelkie wulgarne i obraźliwe komentarze będą usuwane. 

Najlepsi typerzy

Zaloguj się, aby typować.
Lp. Osoba Pkt.
1. gornik2829 13

Statystyki

Brak użytkowników
zalogowanych i 4 gości

dzisiaj: 402, wczoraj: 2197
ogółem: 2 346 250

statystyki szczegółowe

Zczuba.tv

Historia Klubu

 

Początki piłki nożnej w Strachocinie



Pierwsze próby gry w piłkę nożną w Strachocinie sięgają czasów przedwojennych. Były to jednak próby raczej indywidualne. Zbierało się kilku chłopaków na podwórku (ogrodzie) i kopali między sobą piłkę, najczęściej najzwyklejszą „szmaciankę” (zrobioną ze starych szmat), rzadziej piłkę wykonaną z pełnej, porowatej gumy (potocznie zwanej „gołdą”). O prawdziwej piłce skórzanej z gumową dętką („duszą”), nadmuchiwaną powietrzem, nie było mowy. Była poza zasięgiem finansowym młodych Strachoczan. Okres wojenny i tuż powojenny(wojna trwała w Strachocinie praktycznie do 1947 roku, do likwidacji ukraińskiej UPA) nie sprzyjał rozwojowi sportu, w tym piłki nożnej, męska młodzież miała w tym czasie inne „rozrywki”. Jednak na fali odgórnie realizowanego w całej Polsce „ruchu sportowego” już w 1946 założono Ludowy Klub Sportowy (przemieniony niedługo potem na Ludowy Zespół Sportowy – LZS). Formalnymi założycielami i członkami pierwszego Zarządu byli Tadeusz Woźniak (prezes), Józef Winnicki i Stanisław Pucz (Benedykt Gajewski w swojej monografii Strachociny podaje, że Marian Winnicki i Tadeusz Pucz, ale są to błędne dane, w tym czasie w Strachocinie nie było młodych ludzi o takich imionach). Wiodącą dyscypliną miała być piłka nożna. Można domniemywać, że cała sprawa miała podtekst polityczny, propagandowy, chodziło o pokazanie prężnego działania nowej władzy. Nowo mianowany prezes Tadeusz Woźniak miał zaledwie 15 lat.

Początkowo Klub nie przejawiał praktycznie żadnej aktywności, dopiero pod sam koniec lat 40-tych nastał naprawdę sprzyjający klimat na rozwój sportu w Strachocinie, w tym piłki nożnej. Decydującym impulsem rozwojowym było rozpoczęcie prze wielu młodych Strachoczan nauki w szkołach ponad podstawowych w Sanoku, głownie w „Wagonówce” (późniejszej Zasadniczej Szkole Zawodowej przy ówczesnej Fabryce Wagonów – zamienionej wkrótce w Fabrykę Autobusów, istniejącą do dzisiaj). Zetknęli się oni w Sanoku z „prawdziwą” piłką nożną. Drużyny klubów sanockich, KS „Nafty” (późniejszego „Górnika”, jeszcze poźniej „Sanoczanki”) oraz KS „Wagonu” (późniejszej „Stali”) występowały w rozgrywkach regionalnych, przyjeżdżały do nich drużyny z całego Podkarpacia. Młodzi Strachoczanie oglądali mecze, podpatrywali „prawdziwych” piłkarzy, ich technikę i taktykę, próbowali później naśladować. Doskonale nadawały się do tego niedzielne powroty do Strachociny, gdzie w ramach LZS Strachocina mogli prezentować swoje umiejętności. Było to także ważne dla uczniów tych szkół sanockich, które zabraniały swoim uczniom uprawiania piłki nożnej (był taki okres w Polsce!). Dzięki temu pod koniec lat 40-tych i na początku lat 50-tych strachocki LZS osiągnął niezły poziom sportowy, z biegiem czasu dorobił się nawet na krótko własnego trenera z prawdziwego zdarzenia (Kotowski).

Gorzej było w Strachocinie z boiskiem sportowym. LZS Strachocina do 1967 roku nie miał swojego boiska, drużyna rozgrywała swoje mecze na boisku szkolnym położonym w środku wsi, przy budynku dawnej szkoły, dzisiaj nie istniejącej (niedaleko Domu Ludowego). Boisko nie miało odpowiednich wymiarów, było jednak ogólnie dość równe, tylko jedna ze stron na krawędzi podnosiła się dość stromo, przechodzącw pagórek na którym stały domy Galantów, dla odmiany, druga strona kończyła się przydrożnym rowem, po deszczach pełnym wody. Tuż za bramkami stały domy, za jedną dom Piotrowskich „Spod Mogiły”, za drugą Szymańskich „Z Grobli”. Piłka po niecelnych strzałach na bramkę często lądowała na tych domach, zapewne nierzadko trafiała także w okna. Tomasz Piotrowski „Spod Mogiły” niejednokrotnie denerwował się, krzyczał, ale jak trzeba było naprawić piłkę (Tomasz był Szewcem) robił to chętnie, za darmo. Przecież w piłkę grali także jego synowie.

Nie najlepiej było z murawą boiska. Oczywiście, nikt jej nie pielęgnował. Na szczęście, urodzajna gleba, bardzo dobre ukorzenienie trawy i stosunkowa duża wilgotność, powodowały, że murawa była dość trwała, jedynie pod bramkami powstawały lekkie łysiny. Łysiny powstawały także w tym miejscu, gdzie urządzano boisko do siatkówki. Tutaj dodatkowo przeszkadzały dziury na słupki do siatkówki (słupki na cza meczu piłki nożnej wyjmowano i wynoszono poza boisko). Inną przeszkodą była skocznia w dal używana przez młodzież szkolną. Był to prostokąt piasku, co prawda, uporczywie zarastany trawą, ale jednak kłopotliwy dla piłkarzy, piłka odbijała się tam słabiej, albo wcale. Rolę kosiarek do trawy spełniały krowy pasące się na boisku, a przede wszystkim gęsi, wypędzane z sąsiednich domów na teren boiska. Gęsi (krowy także, ale w zdecydowanie mniejszym stopniu) dostarczały dodatkowego kłopotu. Boisko było pełne ich odchodów i nawet gruntowne sprzątanie przed meczem nie pomagało całkowicie. Zawodnicy często ślizgali się na nich, koszulki i spodenki pełne były zielonych śladów trudnych później do usunięcia. Oczywiście, boisko nie było ogrodzone, łatwo dostępne przez wszystkich na co dzień, służące młodzieży szkolnej na przerwach i na lekcjach „gimnastyki”. Kibice oglądali mecze z pagórka Galantów, czasem spoza bramek, podając piłkę, kiedy wypadała na aut.

Specyfikacja boiska Strachociny zdecydowanie sprzyjała gospodarzom, goście nie mogli przystosować się do niego długo podczas meczu, co powodowało że Strachoczanie u siebie byli zdecydowanie groźniejsi niż na wyjazdach, byli prawdziwymi królami swojego boiska. Oczywiście, drużyna LZS Strachocina brała udział w tym czasie w rozgrywkach najniższej klasy rozrywkowej, tzw. Ligi Wiejskiej (klasy D). drużyna miała dość płynny skład, „kadra” była dość szeroka (tyle że umiejętności bardzo różne) chociaż część strachockich chłopaków stroniła od piłki nożnej, patrzyła na grających z lekceważeniem. Może decydował o tym fakt, że piłką nożną, w zasadzie nie interesowały się dziewczyny. Częściej lub rzadziej grali następujący zawodnicy: Stanisław Klimkowski (późniejszy długoletni sołtys Strachociny), Józef Winnicki, Stefan Kucharski, Józef Szymański, Stanisław Piotrowski, Stanisław Pucz, Józef Piotrowski-”Błażejowski”, Stanisław Daszyk, Władysław Bańkowski, Kazimierz Ćwiąkała (syn Marcjanny z Giyrów-Piotrowskich), Józef Piotrowski – Spod Mogiły, Tadeusz Woźniak, Aleksander Cecuła, Bolesław Woźniak, Stanisław Radwański, Kazimierz Radwański, Kazimierz Bańkowski, Józef Rygiel, Józef Lewicki, Stanisław Galant, Władysław Dolny.

Byli to zawodnicy urodzeni w latach 1928-34. wśród nich były prawdziwe gwiazdy futbolu, przynajmniej na miarę lokalnej Ligi Wiejskiej. Zdecydowanie najlepszym zawodnikiem tego okresu (końca lat 40-tych i początku lat 50-tych) był Stanisław Radwański – Z Młaki (ur. 1932r.), późniejszy mąż Zofii Kondy-Piotrowskiej. Stanisław był zawodnikiem wszechstronnym, potrafił grać świetnie na każdej pozycji, z pozycją bramkarza włącznie. Najczęściej występował na środku ataku. O jego klasie świadczyło to, że zdaniem wielu kibiców jego nieobecność na boisku powodowała spadek wartości strachockiej drużyny o połowę lub więcej. Do wybijających się zawodników należeli także, grający głównie na obronie, Józef Szymański („Z Grobli”) i Bolesław Woźniak, oraz bramkarz Stanisław Klimkowski. Blok obronny strachockiej drużyny był najlepszą jej formacją, obrona grała twardo (drużyny przyjezdne mawiały, że „kosi równo z trawą”), pewnie, może tylko jej podania do przodu nie zawsze były celne, najczęściej „wywalali” piłkę daleko do przodu, wprost do własnych napastników. Było o to łatwo przy rozmiarach strachockiego boiska, niestety, takie piłki często trafiały wprost do obrońców przeciwnika. Wśród napastników ciekawą postacią był Tadeusz Woźniak (taksówkarz, zginął młodo w wypadku drogowym jadąc w Bieszczady). Niezły technicznie, uwielbiał dryblowanie, potrafił się „zakiwać na śmierć” pod bramką przeciwnika. Ale potrafił w razie potrzeby przytrzymać piłkę, odebrać przeciwnikowi, precyzyjnie wyłożyć partnerowi. Wyróżniającymi się zawodnikami byli bracia Bańkowscy, Władysław i Kazimierz, starsi bracia Edwarda, późniejszego twórcy potęgi strachockiej piłki nożnej. Udane występy mieli także Stanisław Piotrowski, Stefan Kucharski, Stanisław Galant, Józef Rygiel i Józef Lewicki.

Oczywiście, przedstawiając zalety i wady poszczególnych zawodników trzeba mieć na uwadze wszystkie uwarunkowania występujące w tym okresie. Wszyscy zawodnicy to kompletni „naturszczycy”, praktycznie nie trenujący, przynajmniej nie trenujący w sensie prawdziwego treningu zawodników uprawiających piłkę nożną jako swoje zajęcie (także tzw. „amatorów” z czasów PRL). Ich sprawność fizyczna wynikała z naturalnych cech młodych chłopaków, tak jak to było od zawsze, w czasach gdy nie istniało pojęcie sportu. Trochę kopali piłkę na podwórku, trochę podpatrzyli podczas oglądanych meczów lepszych drużyn (głównie w Sanoku), trochę podpowiedział im zaimprowizowany trener jakim był ich kolega, Kazimierz Adamiak (późniejszy mąż Danuty Dąbrowskiej, wnuczki Balbiny z Giyrów-Piotrowskich), resztę umiejętności zdobywali podczas meczów. Kazimierz sam zaznajomił się trochę z teoretycznymi podstawami piłki, później uczył kolegów podstaw piłkarskiego rzemiosła – jak przyjąć piłkę na piersi, jak ją zastopować nogą, jak podać do partnera, czy strzelić na bramkę, a także podstaw taktyki na boisku – ustawienia poszczególnych formacji, ataków skrzydłami i dośrodkowań. Pomagali mu „asystenci”, starsi koledzy grający raczej w siatkówkę, Mieczysław Dąbrowski i Stefan Kwolek, a także koledzy spoza Strachociny, Tadeusz Wajda z Sanoka, grający w Sanoczance i Eugeniusz Siwak z LZS Jaćmierz. Początki były bardzo trudne, ale zapału młodym adeptom futbolu nie brakowało. Strachoczanie najczęściej grywali z najbliższymi sąsiadami, Bażanówką, Długiem, Nowosielcami, Kostarowcami, Pakoszówką, Pisarowcami. Były to zarówno mecze oficjalne (w ramach rozgrywek) jak i mecze towarzyskie. Odwiecznym, i bardzo niewygodnym rywalem była Bażanówka ze swoim asem Władysławem Żyłką (kuzyn ks. Kazimierz Piotrowskiego, później grał w wyższej klasie rozgrywkowej w drużynie Zarszyna). Mecze pomiędzy drużynami Strachociny i Bażanówki to były prawdziwe „święte wojny”, nieledwie jak pomiędzy Cracovią i Wisłą Kraków. Gra była zawsze bardzo ostra, kontuzji było bez liku. Kibice wprost fanatycznie kibicowali swoim drużynom. Nie obywało się bez bójek między nimi (już wtedy!), Strachoczanie niejednokrotnie musieli chyłkiem uciekać przez góry do rodzinnej wioski ścigani i obrzucani kamieniami przez najbardziej krewkich kibiców bażanowskich. Bilans tych spotkań w sumie był niekorzystny dla Strachociny w tym okresie. Bażanówka podchodziła do sportu już bardziej profesjonalnie, piłkarze trenowali po południu w ciągu tygodnia, mieli trenera z prawdziwego zdarzenia. Lepiej szło Strachocinie z sąsiadami z drugiej strony, Pakoszówką, Kostarowcami, Nowosielcami i innymi. Z drużynami z Jaćmierza i Zarszyna, grającymi w wyższej klasie rozgrywkowej (klasie C) Strachoczanie nie spotykali się, to byli zbyt mocni przeciwnicy. O grze z drużynami z Rymanowa, Brzozowa, a tym bardziej Sanoka czy Krosna nikt wtedy w Strachocinie nie marzył, to było zdecydowanie poza zasięgiem strachockiej drużyny.

W latach 50-tych do drużyny LZS Strachocina powoli wchodzili zawodnicy urodzeni w połowie lat 30-tych, Roman Piotrowski, Mieczysław Galant, Józef Kucharski, Ferdynand Woźniak, Stanisław Cecuła, Jan Witek, Kazimierz Daszyk, Władysław Ćwiąkała (brat Kazimierza). A także zupełnie młodzi, jak Zygmunt Ćwiąkała (rocznik 1940, brat Kazimierza i Władysława), który występował z powodzeniem w drużynie seniorów w wieku 14 lat. Z drużyny odchodzili starsi zawodnicy. „Kariera” piłkarska najczęściej nie trwała długo. Praca zawodowa poza rolnictwem (większość taką podejmowała), oraz praca po godzinach na ojcowskim gospodarstwie rolnym, trudna była do pogodzenia z grą w piłkę nożną. Po męczącym tygodniu pracy niedzielę trzeba było przeznaczyć na odpoczynek, jeżeli już były piłkarz wybrał się z wizytą na boisko piłkarskie, to tylko w charakterze widza. „Zmiany warty” nie była zbytnio udana dla drużyny, która mocno obniżyła loty. Jeszcze w połowie lat 50-tych drużyna piłki nożnej LZS Strachocina liczyła się w najbliższej okolicy, ale z roku na rok było gorzej, mimo że trafiały się talenty na miarę wspomnianego już Zygmunta Ćwiąkały. Zygmunt był wszechstronnie utalentowanym zawodnikiem, doskonale grał w piłkę nożną, siatkówkę, koszykówkę, piłkę ręczną, uprawiał z powodzeniem lekkoatletykę. Później skończył AWF (obecnie jest mistrzem Polski oldboyów w tenisie, w swojej grupie wiekowej). Niestety pojedynczy, nawet bardzo dobrzy zawodnicy nie mogli zastąpić drużyny. We wsi coraz większą popularność zyskiwała siatkówka, w której strachocka drużyna liczyła się coraz bardziej w powiecie. Praktycznie całkowita zapaść sekcji piłki nożnej nastąpiła pod koniec lat 50-tych. LZS Strachocina wycofał się zupełnie z rozgrywek. Renesans, i to na wcześniej niespotykaną skalę, miały przynieść dopiero lata 60-te. Był on jednak dziełem tych ludzi, którzy w dzieciństwie i wczesnej młodości kibicowali gorąco tej strachockiej drużynie z początków lat 50-tych. A w szkole grali niekończący się mecz „Góra – Dół” na przerwach lekcyjnych, przed rozpoczęciem lekcji i długo po lekcjach (po niektórych zapamiętałych graczy musieli przychodzić rodzice z kijem, żeby przyprowadzić ich do domu, do pasienia kró czy innej roboty!). To był mecz! Ilość zawodników w każdej z drużyn była nieograniczona. Grano na bosaka, piłką z pełnej gumy, niesamowicie twardą. Taktyka przypominała o wiele późniejszy „futbol totalny” Holendrów, czyli nie było podziału na obronę i atak, cała drużyna broniła się i cała szła do ataku. Uczestnicy tego niesamowitego meczu trwającego przez cały rok szkolny, tylko z przerwą zimową, w latach 60-tych odtworzyli na nowo futbol w Strachocinie. Ale to już inna historia, na inną okazję.

Ostatnie spotkanie

LKS GÓRNIK STRACHOCINALKS Zarszyn
LKS GÓRNIK STRACHOCINA 2:1 LKS Zarszyn
2016-05-29, 16:30:00
     

Reklama

Wyniki

Ostatnia kolejka 27
LKS Skołyszyn 2:1 Czarni 1910 Jasło
Partyzant Targowiska 2:3 Kotwica Korczyna
Orzeł Faliszówka 0:1 Iwonka Iwonicz
Orzeł Bieździedza 0:6 Markiewicza Krosno
Przełęcz Dukla 0:2 Iskra Przysietnica
Szarotka Uherce 1:2 Grabowianka Grabówka
Bieszczady Ustrzyki Dolne 0:0 Gaudium Łężyny
LKS GÓRNIK STRACHOCINA 2:1 LKS Zarszyn

Najbliższa kolejka

Najbliższa kolejka 28
Czarni 1910 Jasło - Szarotka Uherce
Grabowianka Grabówka - LKS GÓRNIK STRACHOCINA
LKS Zarszyn - Bieszczady Ustrzyki Dolne
Gaudium Łężyny - Przełęcz Dukla
Iskra Przysietnica - Orzeł Bieździedza
Markiewicza Krosno - Orzeł Faliszówka
Iwonka Iwonicz - Partyzant Targowiska
Kotwica Korczyna - LKS Skołyszyn

Języki

Kalendarium

19

04-2024

piątek

20

04-2024

sobota

21

04-2024

niedziela

22

04-2024

pon.

23

04-2024

wtorek

24

04-2024

środa

25

04-2024

czwartek

Logowanie

Najnowsza galeria

Górnik Strachocina - Kotwica Korczyna fot. Kotwicakorczynaseniorzy.futbolowo.pl
Ładowanie...

Statystyki drużyny

Kontakty